Dokładnie tak jak w tytule posta: zaczęłam odczuwać brak koloru - listopad w pełnej krasie!
Już coraz mniej liści na drzewach, już się nie mienią w jesiennym słońcu.
Wszystko się zmienia, więc zmieniam się i ja ;) nigdy bym nie przypuszczała, że zacznie mi doskwierać brak koloru! Zawsze otaczałam się bezpiecznymi barwami, a teraz? Sama siebie nie poznaję ;)
Jarzębina w koszu już nie wygląda tak "soczyście", bo zdjęcie zrobione jeszcze końcem października, ale jej czerwień wciąż jest intensywna. Ten koszyk z papierowej wikliny dostałam od przyjaciółki na urodziny już chyba z 2 lata temu. Technika wyplatania koszyków z papierowej wikliny strasznie mi się spodobała, poprosiłam więc przyjaciółkę żeby mnie nauczyła. Początkowo wydawało mi się to trudne, ale zaczęłam...potem odłożyłam wyplatanie na bok na prawie rok i zapomniałam jak się to robi ;) tak to już jest, że tylko "trening czyni mistrza"...Wróciłam do wyplatania w tym roku i z efektów jestem bardzo zadowolona, przy następnej okazji zrobię parę fotek moim koszyczkom :)
A ten wrzosowy komplecik powstał na życzenie znajomej :)
Natomiast dynia to już zeszłoroczne odkrycie mojego Mężusia... w zeszłym roku wracając z pracy zatrzymał się przy drodze i zakupił MEGA DYNIĘ, ważyła chyba z 18kg!!! Pojęcia nie miałam: co z nią zrobię?! Od siebie z domu jedyną dyniową rzecz jaką pamiętam to dynia w occie w słoiku, taką robiła moja Babcia :) wyszperałam przepis z neta i zrobiłam, ale ani ja ani mój Mężuś nie jesteśmy zwolennikami i smakoszami octowych zalew...to jednak w niewielkich ilościach jako dodatek np.do drobiowego mięsa pasuje i smakuje super!
Oboje lubimy eksperymenty, więc szukałam i szukałam, co z dyni zrobić mogę ;) najbardziej do gustu przypadła nam ostra zupka dyniowa, zupełna improwizacja nasza ze składników, które mieliśmy pod ręką...pycha! Nigdy nie udało mi się jej sfotografować, bo znikała w takim tempie, że zanim sobie przypomniałam, że mogłabym zrobić zdjęcie - zupki już nie było :)
Tak rozpoczęła się nasz przygoda z dynią...resztę dyni w zeszłym roku pokroiłam w kostkę i zamroziłam, w zimowe, mroźne wieczory kiedy trzeba było się rozgrzać, porcja mrożonej dyni była w sam raz na przygotowanie szybkiej zupki!
Oczywiście w tym roku DYNIA zalega już w zamrażalniku, jesteśmy przygotowani na mroźne wieczory ;) poza tym wypróbowaliśmy też frytki z dyni - również pycha! I robi się je znacznie szybciej niż tradycyjne, bo czas smażenia znacznie krótszy :)
...chrupiące z zewnątrz, wilgotne i słodkie w środku, mniam, mniam! Jedyna uwaga-trzeba je spożyć tuż po przygotowaniu bo potem już nie są tak smaczne ;)
Ależ się rozpisałam...
Kończę dzisiejszy wpis :) pozdrawiam ciepło i kolorowym akcentem dzisiejszego posta - wszystkich odwiedzających :)